Od lat unikam jasnych spodni. Nie z powodu kompleksów, bo tych pozbyłam się już kilka lat temu (a w czasach szczenięcych byłam chyba najbardziej zakompleksioną nastolatką na świecie! Podobał mi się tylko... kształt moich paznokci. Khym. Jak dobrze, że to już za mną!). Mam po prostu świadomość tego, że jedne rzeczy pasują mi bardziej, inne nieco mniej. Nie licząc tych, które masakrują moją sylwetkę :-)
Problem ze mną jest taki, że chociaż ramiona mam w tej samej linii, co biodra (ba, są nawet 2-3 cm szersze), to góra mojego ciała sprawia wrażenie sporo lżejszej od dołu. Jeśli jakiś czas temu ktoś powiedziałby mi, że oszaleję na punkcie jasnych spodni (w dodatku z poszerzającym biodra haftem!), turlałabym się ze śmiechu. Bo takie portki są fajne, ale zupełnie nie dla mnie!
Sęk w tym, że w naszej okolicy likwidował się sklep z ciuchami - takiej okazji nie przegapi żadna sknera z brakami w garderobie. Zajrzałam tam w poszukiwaniu czarnych rurek (oczywiście nie było ani jednej pary w moim rozmiarze) i błądząc między wieszakami natrafiłam na nie: spodnie w kolorze kości słoniowej, w dodatku z kwiecistym haftem (o mojej alergii na kwiaty już Wam kiedyś pisałam!)... czyli to, co jest zupełnym przeciwieństwem ciuchów, które normalnie noszę. Coś mi tam w sercu drgnęło, ale przecenione z 40 na 25 euro jakoś nie przemówiły do mojego portfela. Myślałam, że o nich zapomnę...
Likwidacja sklepu przebiegała w kilku etapach, więc regularnie wpadałam na chwilę przyjrzeć się ofertom. Spodnie czekały, a cena topniała do 15, potem 10, potem 5 euro... Kiedy w przededniu zamknięcia zobaczyłam afisz "Wszystko za euro", wstąpiłam na chwilę sprawdzić, czy wciąż tam są. Teraz nie miałam już wymówki, musiałam spróbować wcisnąć je na tyłek i zobaczyć, jak wyglądam. Kręciłam się po kabinie, oglądałam ze wszystkich stron, kazałam Olivierowi (jak zwykle - anielsko cierpliwemu) zaświadczyć, że nawet jeśli mnie pogrubiają, to w granicach rozsądku. Bo podobały mi się straszliwie i były niesamowicie wygodne. Pomyślałam, że zawsze mogę je przefarbować. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak głupie jest moje podejście. Stoję w przymierzalni, spodnie może i są prawie-białe, ale w rozmiarze 34, w którym jeszcze mam wygodny zapas, ba, najlepiej byłoby dołożyć do nich pasek. I przejmuję się tym, że mogą poszerzyć mi biodra! Miałam ochotę samodzielnie wytargać się za uszy, bo do przejmowania się takimi sprawami brakuje mi jeszcze parunastu lat i równej ilości kilogramów. A i wtedy głównym powodem zakupu powinno być to, że dana rzecz po prostu mi się podoba.
Więc pomykam w moich jasnych portkach i wciąż nie mogę uwierzyć, jak mogłam nie mieć ich wcześniej w szafie. Ba, zdradzę Wam, że za dodatkowe dwa euro kupiłam też dwie inne pary w podobnych kolorach - interes życia haha :-) Dzisiaj natomiast prezentuję Wam te najciekawsze, z haftem. Całość doprawiona jest najbardziej odjechanym
plecakiem, jaki zdarzyło mi się widzieć - to model od
Mr. Gugu & Miss Go, który jest tak zakręcony, że nie mogę przestać się nim zachwycać. No i ma czachy, wiadomo :-)
Powiedzcie, do jakich ciuchów udało Wam się w końcu przekonać? A może macie takie, które chcielibyście nosić, ale jednak się wahacie? Ściskam Was mocno i życzę miłego weekendu!
For years and years I thought that I'll never buy myself a pair of bright-coloured trousers. I'm conscious about my body shape and I knew that they would make my hips look wider than they already are. Cause one of my body shape problems is the fact that although my shoulders are 2-3 cm wider than my hips, my upper-body looks much thinner.
The thing is, the clothing shop just next to our house was closing and it was an occasion for me to buy some stuff I usually wouldn't get because of the price. I wanted to get a pair of black skinny jeans (but didn't find any), but I came across an interesting pair of jeans in an ivory-white colour and a floral embroidery. Yes, exact opposite of what I usually wear. I really liked them, but they were discounted from 40 to 25€ and I found them far too expensive for what they were.
But the shop decided to cut their prices lower and lower again. Few days later, my trousers were waiting for me with a price tag of 15, then 10 and then 5 euros... When the day before the official closing of the store I saw a poster saying "Each item 1 euro", I knew I had to at least try them on. And I loved them, but was afraid thet they will make me look.. well, fat. And then I realized how stupid my approach was. Cause, hello, I'm standing there, in the dressing room, wearing a pair of 34 (XS!) size pants that are still a bit loose, and I care about the fact that they can make me look fat? How silly it sounds. I don't have the age nor the weight to worry about such things. And even when I will get older and gain some more kilos, the main reason of buying clothes should still be the fact that I simply like them.
So, I'm proudly wearing my pair of kickass trousers and I just love them. To add some fun twist to the outfit, I have my new
Mr. Gugu & Miss Go backpack with me! I find it totally crazy, it's just perfect and so artistic! I could watch it for hours, looking for all the small hidden details :-)
Tell me, what are the clothes that you try to avoid? I send you all loads of hugs and I wish you a wonderful weekend!
Pendant des années j'évitais les pantalons clairs. Je suis consciente de ma morphologie et je sais que les couleurs claires peuvent optiquement grossir mes hanches. L'un de mes problèmes est le fait que, bien que mes épaules soient 2-3 cm plus larges que mes hanches, le haut de mon corps semble toujours bien plus mince.
Le truc est, qu'une boutique de fringues juste à côté de chez nous était en liquidation. Occasion parfaite pour boucler les déficits de la garde-robe, surtout pour une radine comme moi ! Alors je suis allée y chercher un jean skinny noir (mais je ne l'ai pas trouvé, évidemment) et je suis tombée sur un pantalon blanc ivoire avec une superbe broderie. Oui, exactement le contraire de ce que je porte d'habitude. Je l'ai bien aimé, mais il était soldé de 40 à 25 euros, alors bien trop cher pour un vêtement qui pourrait massacrer ma silhouette. Je pensais pouvoir l'oublier...
Mais le magasin réduisait progressivement ses prix. J'y allait régulièrement pour y jeter un coup d'œil. Le jeans clair m'attendait, avec un prix qui fondait comme neige au soleil. 15, puis 10, puis 5 euros... Quand juste avant la fermeture définitive du magasin j'ai vu l'affiche disant: "Chaque article à 1€", je savais que je devrais au moins l'essayer. Dans la cabine d'essayage, je me suis regardée sous tous les angles pour voir s'il me grossissait beaucoup ou juste un peu. Et puis, je me suis rendue compte de mon approche complètement stupide. Parce que, hello, j'ai sur moi un froc en taille 34 qui aurait besoin d'une ceinture pour ne pas tomber et je me demande s'il ne me grossit pas ? C'est si con ! Je n'ai ni l'âge, ni le poids pour me soucier de telles choses. Et même quand un jour je vieillirai et je prendrai du poids, la principale raison d'acheter des vêtements devrait rester le fait que je les aime, point-barre.
Donc, je kiffe mon pantalon clair, il est trop cool ! Et pour ajouter un peu de fun à la tenue, je porte mon nouveau
sac à dos Mr. Gugu & Miss Go. Il est juste fantastique ! Totalement décalé, avec tous ces détails bien artistiques sous forme d'un collage psychédélique ! En plus, il y a des têtes de mort cachées dans son imprimé :-)
Dites-moi, quelles sont les vêtements que vous aimez, mais évitez de porter ? Je vous envoie plein de bises pour un bon week-end !