Fashion Wednesday: Black wind

Nowe buty wywołują u mnie niezłą huśtawkę nastrojów: od miłości do nienawiści... To drugie uczucie pojawia się w moim sercu mniej więcej w połowie każdego wyjścia, gdy zdaję sobie sprawę z tego, że martensy zażarcie próbują zamordować moje stopy. Wiem, że to jedynie stan przejściowy, więc dzielnie naklejam kolejne plastry i zaciskam zęby. Widok krwi nie robi na mnie żadnego wrażenia. Przynajmniej próbuję to sobie wmówić :-)

Dylematów miłosno-nienawistnych nie mam natomiast w przypadku mojej nowej bluzy - po prostu ją uwielbiam :-) W odróżnieniu od większości bluz Mr. Gugu & Miss Go jest to model bawełniany. Sowi haft jest przepięknie wykonany i pozwala na ożywienie nawet bardzo ciemnych i prostych zestawów, takich jak ten, który widzicie na dzisiejszych zdjęciach. Czuję, że będę nosić tę bluzę aż do totalnego zajechania, bo jej faktura i miękkość przypominają mi bluzy zespołów, w których chodziłam bez przerwy jako nastolatka :-)

Zostawiam Was ze zdjęciami i przy okazji przepraszam za mój fryzurowy nieogar - mocny wiatr postanowił mnie przeczesać i na nic się zdały moje protesty :-) Buziaki!

New In: Dr. Martens 1461

Dokładnie w ostatnim dniu zimowych wyprzedaży, gdy zdążyłam już pogodzić się z zupełną zakupową porażką, udało mi się ustrzelić wymarzone buty. Pif! Paf! Chyba po prostu czekały na mnie :-) Są tak piękne, że w zupełności rekompensują mi rozczarowanie spowodowane brakiem Idealnego Zimowego Płaszcza oraz Idealnej Skórzanej Ramoneski. Przez sześć wyprzedażowych tygodni dzielnie unikałam wszelkich pokus (wiecie, tych czających się wszędzie "cudnych bluzeczek za jedyne 3 euro, które kupisz, włożysz raz i zapomnisz" i im podobnych) i cieszę się, że moja cierpliwość przyniosła efekty. Niskie skórzane buty mogę spokojnie skreślić z listy!

Cristina Cordula: Les 50 règles d'or du relooking

Z napisaniem dzisiejszej notki zwlekałam od kilku miesięcy, bowiem książka, o której chciałabym Wam opowiedzieć, jest dostępna jedynie po francusku. Wiem jednak, że spora część z Was interesuje się kulturą francuską i uczy języka, więc post może okazać się przydatny. Mam również nadzieję, że opisywana dziś przeze mnie książka zostanie kiedyś wydana w Polsce, bo wiem, że mogłaby zainteresować spore grono odbiorców :-)

O mojej słabości do Cristiny Corduli wiecie nie od dzisiaj :-) W zeszłym roku opowiadałam Wam o jednym z prowadzonych przez nią programów telewizyjnych, "Les Reines du Shopping" (TUTAJ). Od wielu lat darzę Cristinę ogromną sympatią, jednocześnie będąc pod ogromnym wrażeniem wiedzy i umiejętności stylistki. Jest jedną z niewielu, które dokonując metamorfoz biorą pod uwagę nie tylko wiek i sylwetkę danej osoby, ale również osobowość. A ubrania są przecież sposobem na podkreślenie naszego charakteru!

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o jednej z książek autorstwa Cristiny Corduli: "Les 50 règles d'or du relooking", której tytuł można przetłumaczyć jako "50 złotych zasad metamorfozy".

Fashion Wednesday: It snows in hell

Pamiętacie, jak przy okazji wpisu o porządkach w szafie wspominałam o wypatrzonych u Oliviera jeansowych kurtkach? To właśnie jedna z nich! Druga jest identyczna, ale czarna :-) Tym samym moje poszukiwania denimowych ulubieńców zostały zakończone (i mogę wreszcie poczuć się jak Video Girl Ai!). Olivier co prawda zasugerował mi, że mogę z kurtałkami zrobić co zechcę: zwęzić, skrócić, dopasować... ale ja kocham je właśnie za tę przerysowaną formę, w której można się "zagubić" :-) Czuję, że przepatatajam w nich całą wiosnę! A dzisiaj pokazuję Wam jedną z nich w towarzystwie pawiej koszulki od Mr. Gugu & Miss Go :-)

Buziaki!

I'm on Instagram!

Od pewnego czasu brak instagramowego konta zaczął mi ciążyć i wiedziałam, że prędzej czy później będzie musiało powstać. Odwlekałam ten moment w nieskończoność, sama zresztą nie wiem dlaczego. Może dlatego, że mimo wszystko staram się ograniczać czas spędzany w sieci, aby maksymalnie skupić się na tworzeniu. Może po prostu byłam zbyt leniwa, żeby "zaopiekować" się kolejnym przedłużeniem bloga. Nie mam pojęcia :-) Najmocniej brak konta na Instagramie odczułam podczas ostatnich paryskich targów mody, kiedy ludzie robiący sobie ze mną zdjęcia pytali mnie o moje insta konto. Szczerze i z uśmiechem odpowiadałam, że go nie mam, ale za to jestem na Facebooku... i patrząc na ich reakcje (westchnięcia, wywracanie oczami) czułam się już nawet nie jak piernik, ale totalna skamielina. Pozostałe wątpliwości rozwiał Dede, który uraczył mnie motywującym kopniakiem i tak oto Modenfer wstąpiła w instagramowe szeregi :-)

Konto mam od zaledwie kilku dni, ale zdążyłam już przekonać się o tym, że Instagram to faktycznie fajne miejsce. Żałuję, że kopniak-motywator nie nadleciał sporo wcześniej, ale, jak to mówią, lepiej późno niż wcale :-) Jeśli więc chcielibyście rzucić okiem na moje konto, znajdziecie je TUTAJ, lub wpisując w insta wyszukiwarkę "modenfer". Obiecuję, że nie spamuję dziesiątką fotek dziennie, nie mam zamiaru publikować zdjęć talerzy z rozgrzebanym jedzeniem (które czasem wygląda, jakby już raz zostało spożyte i zwrócone...), ani tyranozaurowych selfie (wiecie, z "krótkiej łapki", gdzie większość fotki przedstawia dziurki w nosie, ewentualnie pryszcza na brodzie). Taki przynajmniej jest plan :D

Zostawcie proszę w komentarzach linki/nazwy Waszych kont, chętnie zrobię sobie rundkę :-) I jeśli macie do polecenia jakieś fajne Instagramy, również dajcie znać! Szukam ciekawych osób do śledzenia :-) Buziaki!

P.S. Powstał również Instagram Oliviera (znajdziecie go TUTAJ lub szukając "daaram"), który powoli się rozkręca. Zapraszamy! :-)

Fashion Wednesday: 350

Dzisiaj nie będę dużo gadać, bo nareszcie wiem co chcę uszyć, więc pędzę do maszyny. Ostatnio miałam inspiracyjno-szyciowy zastój i muszę w pełni wykorzystać moment natchnienia :-) Zostawiam Was z zestawem, którego elementy znacie już na pewno bardzo dobrze oraz moimi włosami, ktore zamieniły się w dzikiego baranka podczas kilkuminutowej śnieżnej zawiei :-)

Buziaki!

Pentel Aquash Brush: first impressions and three little watercolours

Znacie to uczucie, kiedy odkrywacie istnienie nowego gadżetu i nagle okazuje się, że musi on - koniecznie już, tu i teraz - być Wasz? W moim przypadku tym gadżetem okazały się pędzle ze zbiorniczkami na wodę :-) W muzeum zobaczyłam grupę studentów robiących szkice rzeźb. Jeden z nich wyraźnie odcinał się od reszty, spokojnie rozmazując nałożony wcześniej na papier tusz właśnie przy pomocy pędzla ze zbiorniczkiem. Podczas gdy inni nerwowo zerkali na ustawione na podłodze kubki z wodą (zwiedzających było sporo, więc i ryzyko potknięcia się o rozłożone na ziemi przybory i sprowokowania katastrofy było ogromne), on spokojnie, nonszalancko pracował. Bez wątpienia był to wprawiony w bojach gadżeciarz, ponieważ przy okazji zamiast grzecznie malować znajdującą się nieopodal rzeźbę wolał wspomagać się jej zdjęciem, które zrobił tabletem ;-) 

Od tamtego dnia wiedziałam, że muszę wypróbować pędzle ze zbiorniczkiem. Firma Pentel postanowiła sprawić mi ogromną radochę, wysyłając komplet trzech Aquash Brush! Super sprawa, bo z tego, co czytałam na internetowych forach, właśnie ich pędzle sprawują się najlepiej. Te produkowane przez inne marki mają często problem z przeciekami, marną jakością włosia lub nieodpowiednim kształtem. 

Dzisiaj mam więc dla Was recenzję pędzli Aquash oraz pierwsze, testowe akwarelki nimi zmalowane :-)

Who's Next 2015 - winter edition: Mr. Gugu & Miss Go

Tak jak pisałam w piątkowej notce, na paryskich targach Who's Next pojawiłam się w roli tłumacza. Była to już moja druga bezpośrednia współpraca z ekipą marki Mr. Gugu & Miss Go. Jak wiecie, lubię i noszę Gugu ciuchy, więc praca w towarzystwie sympatycznych ludzi i pozytywnych nadruków jest po prostu przyjemnością!