Fashion Wednesday: Sac à patates

Miewacie takie dni, kiedy oczy wolałyby pozostać zamknięte, a włosy zupełnie nie chcą z Wami współpracować? Jedynym rozwiązaniem jest wtedy założenie czegoś wygodnego i wyjście na spacer, bo siedząc w domu można zamienić się w rozmemłane zombie. Ja zdecydowałam się na mój zielony swetronamiot (to jedna ze zdobyczy kupionych razem z koszulą) i wycieczkę do parku, żeby nakarmić kaczuchy. Ptactwo było bardziej rozbudzone niż ja i nawet nie kręciło dziobami na widok chleba :-)

Jak Wy radzicie sobie z "nicniechcemisiowymi" dniami? :-) Buziaki!

Sewing Stories II

Maszyna do szycia ma w sobie coś niesamowicie imponującego. Równy rytm igły już po krótkiej chwili potrafi mnie zahipnotyzować :-) Kiedy udało mi się pokonać początkową nieśmiałość, postanowiłam pomajstrować przy pokrętłach. Przetestować długość szwów, napięcie nici i przede wszystkim spróbować szwu overlockowego...! 

Szew overlockowy ma jednak to do siebie, że igła idzie nie tylko rach-ciach-prosto (jak przy podstawowym, prostym szwie, którego używałam na początku), ale mocno się unosi i odbija w bok. Jak dla mnie, całkowitego szyciowego świeżaka, było to naprawdę fascynujące. Do tego stopnia, że - w chwili zapatrzenia - nie zwróciłam uwagi na to, że mój palec znalazł się niebezpiecznie blisko miejsca, w którym igła zrobi wspomniane odbicie w bok. Silvecrest dziabnął mnie w paznokieć.

Sewing Stories I

Zaledwie trzy miesiące temu pochwaliłam się na blogu moją nową maszyną do szycia. Czas leci tak niesamowicie szybko! Postanowiłam, że dobrze byłoby od czasu do czasu opowiedzieć Wam o tym, jak mi idzie, z jakimi problemami się spotkałam i co udało mi się osiągnąć. Kto wie, może zarażę kogoś z Was miłością do szycia, tak jak i mnie zarażono? :-)

Fashion Wednesday: 100% Modenfer

Chcesz zacząć szyć, ale nie wierzysz, że dasz sobie radę? Myślisz, że miną lata, zanim będziesz w stanie ubrać się od stóp do głów w stworzone przez siebie ciuchy? W takim razie jesteś w ogromnym błędzie :-) Mnie zajęło to dokładnie trzy miesiące (dobra, nie jest to haute couture, ale mogę skomponować zestaw i wyjść w nim z domu nie bojąc się, że rozpadnie się na mnie w ciągu dnia - a to jest już sukces!). Mógłby być i miesiąc, gdyby nie pewne zawirowania, o których napiszę Wam niedługo w specjalnym, "szyciowym" poście. 

Spódnica z pełnego koła jest na szerokiej gumie, a ponieważ wykroiłam ją z ekoskóry (kupionej w cenie 5 euro za trzy metry...!), zostawiłam "surowe" brzegi. Uwielbiam jej kolor, który w zależności od światła jest bardziej fioletowy lub różowy :-) To jedna z trzech spódnic z koła, które uszyłam od września, bo mam jeszcze czarną (już z podwiniętym brzegiem) i... tiulówkę. Ale na ich zaprezentowanie przyjdzie jeszcze czas :-) 

Bluzka, którą widzicie na zdjęciach, to moje najnowsze dziecko. Jestem z niej dumna, ponieważ nie korzystałam z żadnego gotowego wykroju "z gazety", tylko bazowałam na już posiadanej koszuli, którą rozłożyłam na części pierwsze, przekopiowałam na papier i zmodyfikowałam (pozbywając się kołnierza, robiąc dekolt w V, rezygnując z rękawów, etc.). Szyjąc ją miałam okazję po raz pierwszy robić zaszewki (są dwie na plecach), wszywać lamówkę, wprasowywać flizelinę i obszywać maszynowo dziurki na guziki... Jest dokładnie taka, jak ją sobie wymarzyłam, również dlatego, że do jej uszycia użyłam autentycznego, afrykańskiego materiału wax. Mam zamiar nosić ją głownie do czarnych jeansów (i bez paska, bo jest nieco taliowana), ale dzisiaj nie mogłam oprzeć się pokusie pokazania Wam dwóch uszytków w jednym zestawie, widzicie ją więc w towarzystwie spódnicy. I skubańce fajnie razem wyglądają :-)

Jeśli więc wciąż zastanawiacie się nad tym, czy powinniście zacząć szyć... To przestańcie rozkminiać i bierzcie się do roboty! Jeśli taka łajza jak ja daje sobie radę, to i Wam się uda :-)))

Buziaki!

Iconic Friday Week: Nabil Unity

Na zakończenie portretowego tygodnia mam dla Was portret Nabila z bloga Nabil Unity :-) Uwielbiam jego zestawy i modowe "ryzyko", które często podejmuje. Jest to bowiem jedynie pozorne "ryzyko", wypływające z dogłębnego przeanalizowania panujących trendów :-) W dodatku Nabil obłędnie wygląda we wszystkich odcieniach żółci i pomarańczu, kolorach, które uwielbiam i chciałabym częściej widzieć je na polskich blogach. Zapraszam Was serdecznie TUTAJ!

Iconic Friday Week: Joanna, Plus Size Blog

Dzisiaj pora na portret Asi, autorki Plus Size Blog! Jej strona jest zdecydowanie jedną z moich ulubionych w kategorii plus size. Znajdziecie tam zarówno świetne zestawy (i mistrzowsko połączone mocne kolory!), jak również cenne porady dotyczące dobierania ubrań w zależności od naszej sylwetki. Większość z nich jest całkowicie uniwersalna, niezależnie od Waszego rozmiaru. Sama Asia to dynamiczna i przesympatyczna młoda kobieta, której nie sposób nie lubić :-) Zapraszam Was TUTAJ!

Iconic Friday Week: Fashiondoll

Jeśli uwielbiacie mocne kolory i dziewczęce sukienki, blog Oli na pewno Wam się spodoba :-) Na Fashiondoll znajdziecie również zestawienia obecnych trendów oraz ogromną ilość wpisów podróżniczych, ponieważ Ola jest zakochana w Stanach Zjednoczonych! Dzięki masie kolorowych, soczystych zdjęć można się tam przenieść... choćby na chwilę :-) Zapraszam Was TUTAJ!

Iconic Friday Week: Fiufiu and Ulala

Kasia z bloga Fiufiu and Ulala to jedna z najpiękniej uśmiechających się blogerek! Mogę Was o tym zapewnić nie tylko na podstawie zdjęć, miałam bowiem okazję poznać ją osobiście :-) Jeśli lubicie pozytywną atmosferę i kobiecą modę z lekkim pazurem, zapraszam Was na bloga Kasi TUTAJ!

Iconic Friday Week: Dede-Moda

Graficzne zestawy w czerni, bieli i czerwieni, miłość do polskich twórców i tysiąc pomysłów na minutę. Dawid z bloga Dede-Moda to jedno z moich najlepszych odkryć tego roku :-) Jeśli jeszcze go nie znacie, koniecznie zajrzyjcie TUTAJ!

Iconic Friday Week 2014!

Witam Was niedzielnie drodzy moi! :-) Przychodzę dzisiaj do Was z zapowiedzią portretowego tygodnia, który zacznie się na blogu już jutro. Mijają właśnie dwa lata odkąd rozpoczęłam serię Iconic Friday. Od pewnego czasu portrety pojawiały się na blogu bardzo rzadko... Muszę przyznać, że po prostu potrzebowałam trochę czasu, aby zastanowić się nad tą serią wpisów. Nie lubię nudy, mój styl się rozwija, a z iconicowymi portretami miałam czasem wrażenie, że stoję w miejscu. Nareszcie jednak zebrałam się w sobie, aby na nowo podjąć serię, która jest dla mnie ogromnie ważna! Tym razem jednak pozwolę jej ewoluować wraz ze stylem moich rysunków. Opisy notek również będą krótsze, ponieważ to ilustracje powinny mówić same za siebie. W dodatku jeśli zdecydowałam się na sportretowanie konkretnej osoby, to i tak wiadomo, że zrobiłam to dlatego, że lubię jej styl, wygląd, charakter - nie będę więc się w kółko powtarzać :-)

Zapraszam Was więc serdecznie na tydzień portretów! Mam nadzieję, że nowa odsłona Iconic Friday się Wam spodoba :-) A jeśli wolicie wpisy innego typu, zapraszam Was ponownie za tydzień :-) Buziaki!

Little treasures, simple pleasures II

Czas leci niesamowicie szybko! "Niedawno" pokazywałam Wam moje zdobycze, wyszukane podczas vide grenier... a od tamtej pory minął już rok i przyszła pora na pochwalenie się nowymi perełkami :-) Tegoroczny pchli targ był dla mnie okazją do upolowania kilku uroczych drobiazgów!

Dwa kociaki z powyższego zdjęcia kupiłam za 20 i 25 centów. Mam całe pudło przypinek, ale żadnej broszki. Te, które widuję w sklepach nigdy mi się nie podobają... Natomiast czarny zezol i drewniany kot-fajtłapa, wyglądający, jakby był ulepiony z ciasta, od razu podbiły moje serce :-)

Fashion Wednesday: Une douceur acidulée

Czachy noszę przez cały, okrągły rok! Przyszła więc pora na jesienną, umarlakową odsłonę :-) Dzisiejszy zestaw jest bardzo prosty, ponieważ wydaje mi się, że bluza i tak "robi całą robotę". Zakochałam się w niej już podczas targów Who's Next (tak jak i w mojej flamingowej czapce) i wiedziałam, że prędzej czy później zasili ona moją kolekcję :-) Nadruk wydał mi się idealny. Czacha w kwiecistym wianku z ptaśkami (!) jest zdecydowanie bardziej dziewczęca niż przerażająca :-) Dobra robota, Mr. Gugu!

Zostawiam Was ze zdjęciami i lecę szyć. Znowu wpadłam w szyciowy ciąg, ale nie zamierzam z tym walczyć ;-) Buziaki!

Pentel inspiruje!

Hej hej! Pamiętacie moje przygody z pastelami do tkanin firmy Pentel? Ozdabiałam nimi między innymi torby, o, taką i jeszcze taką. Natomiast marker do tkanin pozwolił mi na narysowanie tego oto radosnego flaminga

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o fajnym projekcie, w którym miałam możliwość wziąć udział i w którym pomógł mi Olivier :-) Stworzyliśmy pięć tutoriali. Zobaczycie w nich jak łatwo i kolorowo ozdobić bawełniane torby, koszulki czy worek na kapcie :-) Możecie je znaleźć w "Katalogu inspiracji" dołączonym do kreatywnego zestawu produktów Pentel, w którego skład wchodzi duże pudełko pasteli, marker do tkanin, katalog, koszulka i szablony. Same tutoriale są również do obejrzenia na stronie internetowej PasteleDoTkanin.pl. Zapraszam Was serdecznie TUTAJ!

Ślę Wam moc uścisków i niesamowicie cieszę się, że mogłam wziąć udział w tak inspirującym projekcie! :-)

Rodin x Mapplethorpe

Dzisiaj czas na trzeci i ostatni post związany z Musée Rodin :-) Podczas naszej wyprawy mieliśmy okazję zobaczyć wystawę poświęconą nie tylko rzeźbom Auguste'a Rodina, ale również fotografiom Roberta Mapplethorpe'a. Na początku pomysł powiązania prac tych dwóch artystów wydał nam się zaskakujący. Jednak po bliższym przyjrzeniu się ich dziełom, można zauważyć kilka wspólnych czynników. Choć Rodin i Mapplethorpe żyli w zupełnie innych epokach, ich prace łączy czerń, biel i fascynacja ludzkim ciałem. Podobieństwo niektórych dzieł jest uderzające, jak w przypadku serii poświęconej dłoniom, lub flakonom; Mapplethorpe umieścił w wazonie kwiaty, a Rodin kobiece sylwetki. Zresztą, zobaczcie sami!

Życzę Wam miłego weekendu, buziaki!

Fashion Wednesday: Chez Monsieur Rodin

Czasem wydaje mi się, że mogłabym spędzić całe życie odwiedzając muzea! Chyba nigdy mi się to nie znudzi :-) Podczas wizyt lubię mieć na sobie coś wygodnego. Jeśli w okolicy znajduje się park, w którym można zorganizować mały piknik, to zabieram ze sobą sporą torbę, w której mieszczą się woda i kanapki, a także sweter oraz parasol (z pogodą nigdy nic nie wiadomo!). Tym razem w torbie taszczyłam również kilo kasztanów, które nazbierałam w ogrodzie otaczającym muzeum Rodina :-) 

Koszula-mgiełka to jeden z moich najlepszych lumpeksowych łupów. Wypatrzyłam ją podczas wrześniowego wypadu do Polski i nie mogłam się jej oprzeć :-) Jest ogromna, a naszyte wzory odróżniają ją od jednolitych mgiełek, które już mi się nieco przejadły. W dodatku kosztowała grosze! Nie wiem ile dokładnie, bo była na wagę (a waży tyle, co nowonarodzony chomik), ale za nią, dwa swetry i bluzkę zapłaciłam całe piętnaście złotych ;-) 

Ściskam Was mocno! Widzimy się w piątek, w poście poświęconym nie tylko Rodinowi, ale i Mapplethorpe'owi (to ten przystojniak z pierwszej fotki :D). Buźka!