Fashion Wednesday: Clouds

Cześć! Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o tym, dlaczego czasem warto uzbroić się w cierpliwość, gdy szukamy idealnych ciuchów :-) Czuję, że się rozgadam, więc przygotujcie sobie spory kubek ulubionej herbaty! 

Zestaw, który widzicie na zdjęciach, składa się z trzech blogowo-premierowych elementów: koszulki-giganta, sandałów i torby. Koszulkę wyszukała moja Mama. Jak wiadomo, niedaleko pada jabłko od jabłoni, więc moja miłość do nietypowych ubrań nie wzięła się znikąd ;-) Mama nie mogła oprzeć się urokowi dziwnego koszulkocosia i postanowiła go dla mnie kupić. To t-shirt, który mógłby być flagą, namiotem lub obrusem na świąteczny stół dla licznej rodziny. Ale cały jego urok tkwi w sznureczkach. Za niektóre z nich można pociągnąć, zwężając go i modyfikując kształt. Inne nie reagują na szarpnięcia, a pozostałe pozwalają, by za nie pociągąć, ale nie zmieniają wyglądu koszulki. Można się bawić godzinami :-) W tej koszulce biegam ostatnio najczęściej, bo jest wygodna, przewiewna i niezależnie od tego, czy była wyprasowana czy nie, zawsze wygląda na wymiętoloną (ogromny plus!). Nie udało mi się jednak rozgryźć zagadki górnych sznurków i wciąż nie wiem, czy mam je nosić z przodu czy z tyłu. Myślę jednak, że dzięki mojemu minimalistycznemu biustowi i tak nie byłoby widać różnicy. 

Sandały kupiłam w lutym i drżałam na myśl o pierwszych testowych spacerach gdy nareszcie zrobi się ciepło. Mam wybitnego pecha do sandałów. Szukam dobrych już ładnych kilka lat i dwa razy wydawało mi się, że je znalazłam. Najpierw były to skórzane sandały Dr. Martens (tak rozryły mi stopy po pierwszym spacerze, że do dziś mam po nich blizny, a wspomnienie odklejania od nich zakrwawionych stóp po powrocie do domu wywraca mi żołądek), później model z Zary (padł przy piątym czy szóstym wyjściu - paski rozkleiły się i wystrzeliły jak z katapulty, serio). Od czasu tamtych dwóch "nietrafionych ideałów" fakt, że "idą wyprzedaże, Marta szuka sandałów" stał się u nas copółroczną tradycją. Po testach wydaje mi się, że Vagabondy zakończyły moje poszukiwania :-)

I jeszcze torba. Jakiś czas temu natknęłam się w sklepie na dwupak bandan w zawrotnej cenie 1,99 euro i po pierwszym dotknięciu wiedziałam, że nadadzą się na solidną torbę. Dlaczego? Dlatego, że były uszyte z tak grubej i sztywnej bawełny, że jakakolwiek próba zawiązania ich pod szyją mogłaby skończyć się poderżnięciem sobie gardła ;-) Paski torby uszyłam z nogawki jeansów, które sto lat temu przerobiłam na szorty (o, a tu wpis z zestawem). Nie myślcie jednak, że przy tak prostym projekcie jak bawełniana torba nie można się niczego nauczyć! Ja na przykład nauczyłam się, żeby nie szyć w nocy, po mocno męczącym dniu. Bo niby projekt łatwy, szwy proste jak drut, a chwila nieuwagi i do torby przyszyty jest palec. Tylko trochę przyszyty, ale co się napiszczałam, to moje (i sąsiadów).

Uff, okej! Herbata skończona? Nie usnęliście? To zostawiam Was z resztą zdjęć i lecę :-) Buziaki!

Co Za Szycie: poradnik

Cześć! Jak wiecie, szycie wciągnęło mnie na dobre. Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o książce "Co Za Szycie: poradnik szyciowy dla początkujących", która wchodzi w skład mojej biblioteczki :-)

Książkę autorstwa Anny Maksymiuk-Szymańskiej, bardziej znanej jako Ruda z kanału YouTube "Co Za Szycie" udało mi się wygrać w konkursie na Facebooku firmy Cotton Bee już kilka miesięcy temu. Bardzo się ucieszyłam, bo lubię Rudą i chciałam rzucić okiem na jej książkę :-) Poza tym, chociaż już troszkę szyję, to moje umiejętności wciąż są podobne do tych przeciętnego szympansa, więc każda rada jest na wagę złota!